Relacja z klubowego wyjazdu w Alpy Wschodnie 6-9 marzec 2023

W drugim tygodniu marca ’23 odbył się wyjazd klubowy w Alpy w składzie Bartosz Raczyk Michał Lubszczyk. Początkowo plan zakładał większą ilość uczestników i działanie w okolicach masywu Mont Blanc, ale: 1. główny organizator popsuł sobie nogę na nartach, 2. prognozy przewidywały w Chamonix opad ok 2 metrów śniegu w ciągu 48 godzin postanowiliśmy udać się tam gdzie prognozy były najlepsze: do Tyrolu. Cel wyjazdu to północna ściana Ortleru.

W poniedziałek 6. marca ok godziny 16:00 wyjeżdżamy z Opola, podróż niemieckimi austostradami mija szybko i wygodnie – nawet zaliczamy drzemkę na jednym z parkingów przy autostradzie. Rano parkujemy już na darmowym parkingu przy wyciągu narciarskim i po upewnieniu się w biurze przewodników o dobrych warunkach w ścianie uderzamy w górę do schroniska. Naszym celem na dzisiaj jest dotarcie do Tabarettahütte – schroniska na wysokości 2556 m npm. Brak nart czy rakiet powoduje że 1,5 godzinny odcinek pokonujemy w czasie nieco dłuższym niż planowaliśny, ale bez większych przygód docieramy do komfortowego winterraumu przy schronisku, topimy śnieg, jemy i idziemy spać. Pogoda na najbliższe dni raczej słoneczna, możliwy opad po południu do 0.5cm śniegu – wówczas ta ilość śniegu wydawała nam się pomijalna.

Północna ściana Ortleru ze swoimi 1200m przewyższenia jest najwyższą lodową ścianą Alp Wschodnich, wyceniona w skali alpejskiej na D+, oferuje wspinanie w 60′ lodzie z odcinkami do 80′. Najlepsze warunki tworzą się wczesnym latem i późną jesienią. Zwykle po zrobieniu drogi schodzi się drogą normalną, biwakując w metalowym schronie na wysokości ok 3300m.

Budzimy się o 1:00, topimy śnieg, jemy, pijemy i startujemy ze schroniska kilka minut przed 3:00, przed 4:00 startujemy w drogę na 2600m. Pierwsze 600m przewyższenia pokonujemy przy świetle czołówek, bez lin, wspinając się w firnie o nachyleniu 45-50′ Po ok 2 godzinach dochodzimy do miejsca, gdzie twardy, niemalże czarny lód przykryty jest niewielką ilością puchu, w tym miejscu wiążemy się i Bartek prowadzi na lotnej bardzo ładny, ok 150m wyciąg w twardym lodzie. Robi się jasno dochodzimy pod drugie przewężenie na wysokości ok 3300m – jest to strome zacięcie, po pokonaniu którego wychodzi się na 500m ścianę czołową. W tym momencie zaczyna pruszyć śniegiem – ilość śniegu tak mała, że w Tatrach nikt by jej pewnie nie zauważył ale okazuje się że mój przewodnik miał rację i przez nasze zacięcie przechodzi wszystko to, co spadnie na ścianę powyżej. Mimo niewielkiego opadu spadają na nas pyłówki które niemalże zrzucają nas z nóg, stwierdzamy zgodnie że w obecnych warunkach nie ma szans na wspięcie się w zacięciu gdzie cały czas spadają lawiny pyłowe. Dodatkowo moje buty mimo, tego że w Tatrach spokojnie dawały radę jednak okazują się za słabe na zastane warunki – prognozy mówiły o -15 do -20 stopniach w dzień i tracę czucie w palcach u stóp więc tym łatwiej przychodzi mi decyzja o wycofie.

Wycofujemy się częściowo zjazdami z wierconych bezbłędnie przez Bartka stanowisk Abałakowa, większość jednak schodząc na żywca. O 16:00 jesteśmy z powrotem w schronisku, o 20:00 na parkingu przy aucie.

Mimo że OeS spalony i drogi nie zrobiliśmy to wyjazd bardzo przyjemny, piękne wspinanie po firnie przez pierwsze 2/3 drogi i bardzo ładny wyciąg na lotnej po twardym lodzie rekompensuje nam porażkę. Po drodze śpimy znów na parkingu i wieczorem w czwarek 09.03 jesteśmy w Nysie.

To moja druga wizyta w Alpach Wschodnich, rejon polecam gorąco – dobry, krótki dojazd, w miarę łatwa logistyka i szeroki wybór dróg lodowych dla każdego powoduje że pewnie jeszcze nie jeden raz zawitamy do Tyrolu.

Wnioski na przyszłość – w zimie trzeba brać narty a przynajmniej rakiety śnieżne. Buty z botkiem wewnętrznym wydają się być sensowną inwestycją.

Posted in Relacje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *